- Wydaje mi się, czy byłem tu godzinę temu z prośbą byś się ubrała?
Głos Roana przebijający się przez koc. Nic miłego.
-Wstaniesz czy ci pomóc?
Zero reakcji. Może sobie pójdzie?
-O 9:30 masz spotkanie. Jest 20 po.
Delikatnie odchyliłam koc. Otworzyłam oko. I drugie. Zamrugałam.
Zbyt jasno.
Schowałam się z powrotem.
- Co by powiedział twój mistrz?
- Mam to gdzieś.
-Czyżby? Ciekawe. Musisz mu to oznajmić przy najbliższej sposobności. A to co?
Nic. A tak mam to w nosie. Daj mi spać!
- Raven Midnigth, Kroniki Czarnoksiężnika- powiedział, jakby recytował wiersz na konkursie talentów.- Co za chwytliwy tytuł. Jest coś o mnie?
- Jak sama nazwa wskazuje, są to kroniki czarnoksiężnika a nie przydupasa, który postanowił się do niego przyczepić i możliwie jak najbardziej uprzykrzać mu życie.
Olśniło mnie. Wczoraj przecież nie schowałam tych kronik jak zawsze. Tylko zastawiłam to na rano. Tam był mój życiorys. A Roan właśnie to przegrzebywał. Jest źle.
- Ał. Nie bądź taka zimna. Już i tak lód północy jest cieplejszy od ciebie. Hm, a to co znów?
- Ani mi się waż!
Mój ruch był szybki. Byłby skuteczny gdybym nie zakopała się w kocu. Miałabym to w ręce. A tak leżałam wyglądając jak syrena z kocem zrolowanym na nogach.
- O, twój życiorys. En, nic ciekaw…- nie dokończył. Z kpiarskiego uśmieszku otworzył gębę na całą szerokość, a oczy wytrzeszczył do granic możliwości. Później przeniósł kilkakrotnie wzrok z kartki na mnie i z powrotem.
To mi dało czas na wyplątanie się.
- Skoro nie twoje, nie ruszaj, prawda?
Grochem o ścianę. Zagapił się na ten świstek jak narcyz we własne odbicie.
- Czy… czy to, co tu spisałaś to faktycznie twój życiorys?
- Niech cię to nie obchodzi. Oddaj.
Próbowałam być stanowcza. W końcu Roan to mój sługa. Z naciskiem na ‘sługa’, nie ‘mój’.
- W życiu!- Rzucił mi rozbawione spojrzenie jak ktoś, kto rozwiązał zawiły problem matematyczny szybciej niż ty i obserwuje twoje nieudolne próby.- To kopalnia wiedzy! Swoją drogą…
Milimetry dzieliły mnie od wyrwania mu kartki. Ale był szybszy. Już stał po drugiej stronie sypialni. A była duża.
Cóż. Taki bonus bycia wampirem. Jesteś cholernie szybki. Rzuciłam się do przodu.
- To nie ma sensu Raven- rzucił.- Przecież i tak wiemy, że mnie nie dogonisz. Daj spokój. Przeczytam i oddam.
Jasne, a później będę wysłuchiwać głupich żarcików.
Warknęłam.
- Oddaj. To.
Spojrzał na mnie.
- Ej, bo zaraz obrośniesz sierścią i będę cię musiał depilować. Dokładnie- uśmiechnął się łajdacko.
- Roanie Michellas, hrabio Kai, enty w kolejce do tronu, dworzaninie kogoś tam, sługo i tak dalej- oddaj- wycedziłam.
Ziewnął. Ostentacyjnie. Ziewnął!
- Skoro tak już wymieniamy tytuły, to nie wiedziałem, że jesteś córką diuka- tu zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.- Nie wyglądasz. – Stwierdził, po czy powrócił wzrokiem do kartki.- Jak również, że byłaś pokojówką- uśmiechnął się lubieżnie- sprzątaczką, pracownicą stajni, kelnerką, zbieraczem winogron itp. Itd. Ciekawe zajęcia.
- Trochę nie zgadzałam się z ojcem- mruknęłam.
- Domyślam się- rzucił, umykając mi znów.- Przecież nie dałabyś się wrobić w małżeństwo z chorobliwie bogatym, nudnym i brzydkim jegomościem. To nie w twoim stylu.
Dlaczego ja go muszę znosić? Tak, dałam mu napić się swojej krwi. Bo poprosił. W sumie miałam nadzieję, że zdechnie. Tak jak jego królowa, gdy się na mnie rzuciła. Zostawiła po sobie pustą skórę. Zapadła się do środka.
Fuj.
Ale on nie. Jeszcze bonus dostał. Może chodzić w świetle dnia. Farciarz.
- Ty lubisz niegrzecznych chłopców, co?
Eh. Odkąd odkrył swoją nową umiejętność, próbuje mnie uwieźć. Niedoczekanie!
Czy ja mam na czole napisane ‘źródło nowych mocy’?
-Hej, byłaś kelnerką w Duck’u? Czy to nie tam panna Charoll dostała oślich uszu i przez tydzień wydawała z siebie głośne ‘i-ooo!’?
Ma słodkie dołeczki, kiedy się uśmiecha.
- Babsztyl złamał pierwszą niepisaną zasadę- nie wkurzaj ludzi, którzy mają kontakt z twoim żarciem- stwierdziłam słodko.
No co? Może dosypałam cos mamrocząc pod nosem. Ale to był tylko pieprz. No, nie do końca. Ale panna była zarozumiała. Moje sumienie nie cierpi z tego powodu katuszy.
Roan roześmiał się. Aż zaczął łzawić.
To moja szansa. Szybko pokonałam dzielące nas ławę i pufik. Chyba znudziło mu się już uciekanie, bo podniósł tylko rękę do góry. Kuuuurczaki. Czemu mając 170cm wzrostu wciąż jestem do niego za niska?
Zaczęłam skakać. I przestałam. Zaczął się zbyt intensywnie skupiać na odcinku od głowy do brzucha. Strzeliłam go w łeb. Spojrzał na mnie z głupowatym uśmiechem. Ooo nie. Potrzebuję czegoś mocniejszego na jego głupi łeb. Szkoda ręki.
Staram się nie używać magii. Gdy za bardzo się do niej przywiązujesz- obrastasz w tłuszcz i arogancję. I łatwo cię zabić. Do tego nie dopuszczę. Co to, to nie.
- Kochanie, a czy to przypadkiem nie było po tym, jak ten demonek co latał po mieście ze scyzorykiem, został znaleziony martwy?
Tylko on potrafi kpinę tak zabarwić uprzejmością. I czy nie nazwał mnie przed chwilą ‘kochaniem’?
Jest martwy.
Bardziej niż teraz.
Definitywnie.
-To była wielka, pierdolona katana!
Wyobraźcie sobie: idziecie drogą, wyskakuje zza rogu koleś z mieczem i biegnie w waszą stronę. A wy? Zaciskacie łapy w pięści i w panice się drzecie. A tu w ręce- niespodzianka. Wielgachny miecz. Coś jak Excalibur. Tylko lekki i piękniejszy.
Ale, ale. Właśnie znalazłam miotłę. Nie daruję mu dziś. Zginie od narzędzia pracy. Taki nieszczęśliwy wypadek. Zdarza się.
Chyba zrozumiał, co chcę zrobić. Zaczął uciekać.
- Rooooooan!!!
Korytarz.
Schody.
Pokój.
Kuchnia.
Korytarz.
Pokój gościnny.
Korytarz.
-Przed panami Raven Midnight, czarnoksiężnik i pani tego domu.
Czy on mnie właśnie zaanonsował? Nie zdążyłam wyhamować. Wpadłam pełnym impetem przez drzwi. A w progu dwóch mężczyzn.
Arystokracja.
Widać po wysoko zadartych nosach. Jeden sumiasto wąsy w kapeluszu. Który właśnie zdejmował. Drugi młodszy i taksujący mnie wzrokiem jak wcześniej Roan. Magowie, czarodzieje i czarnoksiężnicy mogą wszystko. Z wyjątkami. Takimi jak zatrzymanie czasu. Mogą przyspieszyć jego bieg gapiąc się w jeden punkt. Im wydaje się to chwilą. Dla kogoś z boku wygląda to tak, jakby kurz na ścianie interesował maga przez rok. Nie pije, nie je, nie wstaje. Tylko patrzy. I dlatego czasem żyją po 200 lat. Ale takie przeskoki są niebezpieczne. Nie jest się wtedy na bieżąco.
Dlatego dbam o siebie i trenuję. I chyba ktoś to teraz ocenia. Wrrr…
Rzuciłam mu wyzywające spojrzenie i skrzyżowałam ręce na piersiach. Uświadomiłam sobie, że stoję właśnie przed tymi facetami w piżamie. I z miotłą w dłoni. Witajcie mity o czarownicach!
A Roan bawił się w najlepsze widząc moją reakcję na uświadomienie sobie tego faktu.
Nim zajdzie słońce, on dziś zginie. Naprawdę… mam nadzieję.
- A panowie w sprawie?- zapytałam, gdy moja brew była w połowie drogi do linii włosów.
- Poszukujemy dobrego czarnoksiężnika i skrytobójcy.
Jest, hm… niebezpiecznie. Dla ludzi byłam albo jednym, albo drugim. Zależy kogo spytać. Coś mi tu śmierdzi.
- Nie bardzo rozumiem- stwierdziłam ostrożnie. Po ułożeniu rąk Roana widać było, że się spiął.
-Jeśli mogę być szczery- odezwał się starszy- to słyszałem, że pozbyła się pani kilku tyranicznych władców ziemskich.
- W im większym żyjesz przekonaniu, że cię nikt nie ruszy, tym łatwiej to zrobić- stwierdziłam sucho. I licho wzięło moje udawanie blondynki. Mistrz zawsze mówił, że mam za długi jęzor.
Ale tak, zabiłam kilku ludzi, za których dostałam piękne sumki. Odwiedziłam kilka bali dla poznania towarzystwa i możliwych kontaktów. Sprzedałam kilka eliksirów- na sen, erekcję czy zapobiegające ciąży. Głównie te ostatnie. Panny z ‘dobrych’ domów są gotowe zapłacić za nie niebotyczne sumki. Od czasu do czasu malowałam. Odwiedzałam Mistrza. Poskramiałam magię. Zabezpieczałam nią tamy i grogi. Skarbce- jeśli dobrze płacili. Ogólnie- interes się kręcił. Nawet bardzo.
A ten interes śmierdział trupami i kłopotami na kilometry.
Gorzej niż znajomość Roana z jedną z córek pewnego barona. Na jego głowę jest wyrok, a ja jestem nieoficjalnie persona non grata. Cóż, nie mam żalu. Pewnie miałabym podobną reakcję przyłapując go z własną córką.
Ale to będzie dopiero szambo.
Uśmiechnęli się obaj.
- Czy możemy liczyć na pani usługi?
- Więc o co chodzi?
Właśnie w nie wdepnęłam. Niech się Roan pomęczy z wyciąganiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz